Co zmieniło się w Twoim życiu zawodowym po udziale w Falling Wall Lab, a także potem po udziale w finale w Berlinie?
Stricte zawodowo, niewiele. Natomiast jeśli miałbym powiedzieć czy zmieniło się coś w moim sposobie postrzegania nauki i mojej pracy badawczej, to mogę śmiało powiedzieć, że dużo. Przede wszystkim zauważyłem, że moja działalność naukowa ma swoje miejsce w świece, że ktoś się tym interesuje. Udział w wydarzeniu wpłynął również na sposób, w jaki mówię o nauce, stał się on bardziej popularyzatorski. Zatem sam udział w Falling Walls nie miał bezpośrednio przyczynku do mojej kariery naukowej, ale zdecydowanie zmienił moje podejście do komunikowania tego, czym się zajmuję.
Czyli udział w Falling Walls zmotywował Cię do tego, aby głośniej mówić o wynikach swoich badań i o prowadzonej działalności?
Tak, zdecydowanie. Zmusiło mnie to również do przemyślenia mojej działalności pod kątem tego, jak ją komunikuję na zewnątrz. Mam tu na myśli to, że zajmuję się dosyć specyficzną tematyką, która jest głęboko teoretyczna. Sam konkurs Falling Walls jest natomiast nastawiony na interdyscyplinarność, w związku z czym musiałem komunikować się z ludźmi, którzy mieli bardzo nikłe pojęcie o tym, czym są np. czarne dziury albo cząstki elementarne. Do tego dochodził wymóg przedstawienia swojej idei w 3 minuty, co było dla mnie bardzo dużym wyzwaniem. Jednak muszę przyznać, że zarówno wtedy, jak i z perspektywy czasu, postrzegam to jako fantastyczną przygodę.
Poza, jak to ująłeś fantastyczną przygodą – jak jeszcze przekonałbyś osobę ze świata akademickiego do uczestnictwa w tego typu konkursach?
Już sama obecność na wydarzeniu bardzo poszerza horyzonty i umożliwia nawiązanie nowych znajomości i pozyskanie kontaktów. O ile dobrze pamiętam, w jury w 2017 roku zasiadał William Philips, noblista z Fizyki. Już sam fakt, że można spotkać taką osobę, powoduje, że uczestniczy się w życiu naukowym na najwyższym poziomie. Do tego należy dodać możliwość poznania problemów, nad którymi pracują naukowcy z innych krajów i to nie tylko tych stricte naukowych, ale też nastawionych na rozwiązywanie praktycznych problemów. Nagle możesz wyjść ze swojego przysłowiowego ogródka i zobaczyć świat z zupełnie innej perspektywy. Wydarzenie Falling Walls jest połączone również z wydarzeniem Science Days, podczas którego można uczestniczyć w wykładach i panelach dyskusyjnych, jest to doskonałe doświadczenie.
Wspomniałeś, że dużym wyzwaniem był dla Ciebie 3-minutowy format wystąpienia. Co byś poradził osobom, które prezentację mają dopiero przed sobą, jak mają się do niej przygotować?
To jest trudne pytanie. Ja prawie do ostatniego momentu nie wiedziałem, jak będę chciał zaprezentować swój problem. Dzień przed finałem w Berlinie, odbywały się warsztaty z coachem, podczas których wszyscy uczestnicy mogli zapoznać się z technikami prezentacji i wystąpień. Dopiero podczas tego treningu wpadłem na pomysł, jak mogę, w zrozumiały sposób, przedstawić swoje zagadnienie. Nie sądzę, żeby istniała jakaś uniwersalna formuła, która będzie w stanie wskazać każdemu z uczestników, jak mają przygotować się do wystąpienia. Moim zdaniem wszystko bardzo mocno związane jest z tym, o czym mówimy. Inaczej będzie przygotowywała się osoba, która mówi o problemach związanych ze zmianą klimatu czy w sprawie nowego leku w terapii nowotworowej, ponieważ są to tematy, o których większość ludzi coś, gdzieś słyszała. W takich sytuacjach łatwiej jest prowadzić narrację. Inaczej już będzie np. w przypadku biochemika, który mówi o reakcjach białkowych. Konieczne wtedy jest przestawienie się na taki tor mówienia, aby każdy coś zrozumiał.
Czy poza 3-minutowym pitchem, coś jeszcze było dla Ciebie wyzwaniem?
Raczej nie, 3-minutowe wystąpienie jest głównym punktem tego wydarzenia, wszystko kręci się wokół niego. Wyzwaniem jest, aby przygotować referat, który zmieści się w limicie czasowym, do tego dochodzą slajdy i przedstawienie rozwiązania. Widać to też po organizacji konkursu w Berlinie, całe warsztaty z coachem były nastawione na to, żeby przygotować uczestników do tego 3-minutowego pitchu.
Czy w takim razie jest coś co zrobiłbyś inaczej?
Myślę, że nie [śmiech]. To była chyba jedna z tych sytuacji, w której wszystko zrobiłbym tak samo. Gdybym mógł, to pewnie inaczej poprowadziłbym swoje wystąpienie podczas lokalnego Falling Walls Lab, które moim zdaniem było znacznie słabsze niż to w Berlinie. Biorę jednak też pod uwagę to, że był to pierwszy raz w moim życiu, kiedy prowadziłem tak krótki referat na tak rozległy temat. Przy czym muszę zaznaczyć, że brałem już udział w konferencjach, na których miałem krótkie wystąpienia, jednak mówiłem wtedy do osób, które miały obeznanie w temacie i wiedziały co mówię, mamy nawet określenie na tego typu wystąpienia, nazywają się flash talk. Jednak to właśnie podczas Falling Walls pierwszy raz prowadziłem wykład popularnonaukowy, na którym limit czasu wynosił 2,5 minuty, bo tyle de faco mamy na mówienie, 30 sekund to odpowiadanie na pytania.
Czyli sprawdza się teoria, że praktyka czyni mistrza i im więcej ćwiczymy, tym pitche lepiej wychodzą?
Oj tak, zdecydowanie.
Jak myślisz, czemu Polacy tak rzadko zgłaszają się do tego typu konkursów?
Tu przyczyn może być wiele. Być może mamy jakieś ogólne przeświadczenie, że poziom nauki w Polsce nie jest najwyższy. Oczywiście nie jest to do końca prawdą. Mamy rewelacyjnych naukowców. Problem moim zdaniem tkwi w finansowaniu. Jesteśmy niedofinansowani i to może sprawiać, że czujemy się trochę słabiej w zestawieniu z naukowcami z zagranicy. Pomimo tego, potencjał mamy bardzo duży. Jako przykład mogę podać moich kolegów z Wrocławia, którzy prowadzą grupę poświęconą robotyce. Biorą udział w różnego rodzaju zawodach i to ich chciałem przekonać do wzięcia udziału w Falling Walls.
Udało się?
Niestety nie. Czemu? Nie wiem, dalej pozostaje to dla mnie zagadką. Jest to jeden, z zapewne wielu przypadków ludzi, którzy robią fajne i ciekawe rzeczy, ale nie zawsze chcą się tym dzielić. Nie jest to dla mnie zrozumiałe dlaczego.
Może jest tak, że nie wiedzą jak się tym dzielić?
Być może tak jest. Tylko żart polega na tym, że w udziale w Falling Walls absolutnie nic nie da się stracić. Bycie tam bez nastawienia na wygraną to wartość sama w sobie. Jeśli ktoś prowadzi badania, które wymagają finansowania, może uda się takiej osobie znaleźć sponsora. Falling Walls to tylko i wyłącznie wartość dodana, nie ma tam mowy o traceniu czegokolwiek. Jest to wzór tego, jak działa i powinna działać nauka.
***
Dr Jakub Jankowski – adiunkt w Instytucie Fizyki Teoretycznej na Wydziale Fizyki i Astronomii Uniwersytetu Wrocławskiego. W swojej pracy naukowej zajmuje się teorią węzłów oraz teoretycznym modelowaniem układów silnie sprzężonych w szczególności plazmą kwarkowo-gluonową.
Breaking the Wall of Quark Confinement | Falling Walls 2017
Status naukowy gdy występował: doktor
Last modified: 2022-09-21